Tak się tworzy legenda
Hacked by OurMine – tym zdaniem zdobywająca coraz większy rozgłos organizacja podpisuje się pod każdą akcją. Zachowuje się więc jak przebiegły łotr z filmów kryminalnych, który na miejscach zbrodni zostawia zawsze ten sam znak. Po co to robi? Ponieważ wie, że w oparciu o ten symbol powstanie legenda. W ten sam sposób swój wizerunek próbują kreować nie tylko OurMine, ale i inni hakerzy działający na globalną skalę. Skoro już idą szeroko, to chcą być zauważeni. Przeważnie działają w jakiejś sprawie. W przypadku Anonymous chodziło o sprzeciw. Wobec łamania praw zwierząt, wobec cenzury, wobec ograniczania swobód obywatelskich. Tak trafili do zestawienia setki najbardziej wpływowych osób na świecie magazynu „Time”.
Źródło: https://facebook.com/OurMine
Wiele hałasu o nic?
Ciekawe, czy OurMine mają ambicje, żeby się w niej znaleźć? Nawet jeśli nie, to robią wszystko, żeby było o nich głośno. W ich działalności trudno jednak dopatrzeć się większego planu. Po tym jak włamali się Multiemu na profil igotswaglikeahorse napisali w prywatnej wiadomości do youtubera, że jednym hakują konta dla zabawy, a drugim dlatego, że coś przeskrobali. Co konkretnie – nie wiadomo. Bo niby czym zawinili założyciel Wikipedii, twórca Pokemon Go oraz CEO Google, którym grupa zablokowała konta na Twitterze? Słyszeliście o skandalach i przekrętach z ich udziałem? A czy Mark Zuckerberg zasłużył sobie na to, żeby „ukarać” go hakowaniem profilu na Pintereście? Może i wykiwał kilku kolegów, ale który biznesman tego nie zrobił w drodze na szczyt?
OurMine grają na chybił trafił. Raz się uda, raz nie, dlatego zawsze obierają za cel grube ryby, bo
w przypadku powodzenia będzie się mówiło. Tak jak wtedy, kiedy dobrali się do rządowych stron Iranu lub zhackowali konto Markipliera (ponad siedemnaście milionów subskrybcji) i ujawnili kwotę, jaką zarobił w listopadzie 2015 roku. Szumu faktycznie było sporo, ale ostatecznie Iran nie zadrżał w posadach a informacja o kasie znanego youtubera na nikim nie zrobiła większego wrażenia – to oczywiste, że zarabia dużo.
Hackerzy w Polsce
OurMine mają na koncie także ataki na iijeriichoii, stronę internetową TechCrunch, developera Minecrafta oraz na kilku polskich twórców, w tym wspomnianego Multiego i Nitrozyniaka. W przypadku dwóch ostatnich OurMine zmienili tylko opisy kont na Instagramie i wrzucili zdjęcia ze swoim logo. To jednak wystarczyło, by polski YouTube spanikował. „YouTube ZHACKOWANY”, „ZHACKOWALI MI KONTO!”, „HACKERZY JUŻ w POLSCE!” – mówiły tytuły kolejnych filmów.
Polscy youtuberzy przejęli się nie na żarty, ale kiedy spojrzeć na te sensacje chłodnym okiem, można dojść do wniosku, że tak naprawdę OurMine nie stanowią zagrożenia. Ba, często nawet strzelają sobie w stopę. Gdy BuzzFeed opublikował artykuł, w którym ujawnił imię i nazwisko nastolatka z Arabii Saudyjskiej podejrzanego o bycie członkiem OurMine, następnego dnia hackerzy przybili na stronie swój charakterystyczny stempel. Organizacja pozująca na groźną i wpływową okazała się małostkowa i złośliwa. Dziwne, prawda? Z kolei gdy zhackowała konto współzałożyciela Twittera, okazała się, delikatnie mówiąc, mało roztropna. Przez długi czas OurMine komunikowało się ze światem właśnie za pośrednictwem konta w tym serwisie. Spróbujcie odwiedzić je teraz.
Prima aprilis
Tak naprawdę wrażenie może więc robić jedynie rozmach, z jakim grupa działa. Stany Zjednoczone, Iran, Polska, mówi się też o Hiszpanii. W jednym czasie potrafi zhackować nawet kilkaset kont w Internecie, co udowodniła włamując się 1 kwietnia br. do sieci Omnia Media i zdobywając dostęp do ponad trzystu popularnych kanałów na YouTubie. W jednym czasie zmieniła tytuły tysięcy filmów na „OurMine Are Back!” w opisach dodając link do swojej strony internetowej. Naturalnie wyczyn był imponujący, ale w dalszym ciągu nie można go traktować inaczej niż w kontekście primaaprilisowego żartu, ponieważ nie wydarzyło się nic nie więcej. OurMine nie zapowiedzieli rewolucji, nie wypowiedzieli wojny, nawet nie udostępnili nagich zdjęć gwiazd. Tak jest za każdym razem. Ataki grupy nie niosą przekazu. Co więcej, nie trzymają się kupy, bo jaki związek może mieć Multi z irackimi stronami rządowymi? Ten brak konsekwencji ciągnie się za OurMine od samego początku, czyli od 2014 roku, na który datuje się powstanie grupy.
O co chodzi?
Wypadałoby więc zadać sobie pytanie „w takim razie po co to wszystko?”.
Żeby na nie odpowiedzieć trzeba odwołać się do starej prawdy – jak nie wiadomo o co chodzi, chodzi
o pieniądze. Otóż OurMine na swojej stronie internetowej oferuje płatne usługi zabezpieczania urządzeń użytkowników z całego świata przed wykradaniem danych osobowych. Za trzydzieści dolarów skanują maile, telefony, chmury i konta w mediach społecznościowych. Mogą też zabezpieczyć sieci komputerowe dużych korporacji. Ta dam! Zagadka rozwiązana. Wszystko, o czym przeczytaliście powyżej, to nic innego jak kampania reklamowa. Genialne? Po zakończeniu kariery hackerów ludzie stojący za OurMine powinni szukać zatrudnienia w marketingu.
Autor: Michał Baniowski