Znajdź nas!
Wywiady - aleja sław

Podróżuj, bloguj i kochaj - wywiad z Wędrownymi Motylami

2016-10-19

Wędrowne motyle
Jak bloger podróżniczy może promować farby i edukować na Snapchacie? Autorzy bloga Gdziewyjechać.pl opowiadają nam o swoich wyjazdach i wspólnym podboju internetu. Zdradzają też jak być dobrym kompanem marek.

P: Waszym znakiem rozpoznawczym jest zielony motyl monarcha. Czy macie coś wspólnego z tym gatunkiem?

Ania i Marcin: Od początku w naszym logo miał być zwierzak kojarzący się z podróżami – świadomymi i zaplanowanymi. Jeśli przyjrzymy się migracji zwierząt mamy antylopy, walenie, mnóstwo ptaków, ale też motyl monarcha, który co roku podróżuje z Meksyku po wyznaczonej trasie. Jednocześnie zpikselizowany motyl fajnie prezentuje się jako logo – niektórzy widzą w nim latawiec w kształcie motyla. Ponadto grafika jest zpikselizowana, by oddać, że żyjemy w 2016 roku i zajmujemy się treściami internetowymi. Motyl towarzyszy nam w każdym miejscu, w który robimy sobie zdjęcia i mam nadzieję, że niebawem opublikujemy cały materiał zebrany z różnych stron świata.

P: Na blogu wspominacie, że byliście już w 40 krajach. Pracujecie na etacie, więc Wasz urlop jest ograniczony. Ile krajów odwiedzacie każdego roku?

A i M: Kilka krajów rocznie. Nie jest tak, że zaczęliśmy podróżować w momencie powstania bloga - podróżowaliśmy już wcześniej. Trzeba jednak przyznać, że 2/3 naszych podróży odbyliśmy już w trakcie prowadzenia bloga, a także dzięki współpracom, które nawiązujemy z partnerami. Te, dzięki którym mogliśmy gdzieś pojechać miały zawsze pierwszeństwo.

P: Liczycie wszystkie podróże?

A i M: Nie jesteśmy w stanie określić ich liczby. Podróż podróży nie równa. Zarówno wylot na jeden dzień do Rzymu, jak i najdłuższy nasz wyjazd, 21 dniowy po Malezji i Indonezji, można określić mianem podróży. Poza tym edukujemy ludzi by starali się myśleć, że podróże to nie dni i odległości, ale pewien stan.

P: Podróżujecie też okazyjnie, jak to planujecie? Złapać okazję pod zaplanowany urlop czy długi weekend jest ciężko…

A i M: Teraz kiedy nasz blog jest bardzo popularny, mamy sponsorów i możliwość latania w dowolne miejsce, byłoby hipokryzją mówić, że polujemy na okazję. Rzeczywiście pierwsze 2-2,5 roku blogowania, które mocno opierało się na uczeniu ludzi takiego „sprytu podróżniczego” to był czas okazji. My wtedy m.in. załapaliśmy się na loty za kilka euro do Maroka, potem zaczęliśmy przekazywać czytelnikom wskazówki w jaki sposób wyszukiwać loty, te wszystkie poradniki są na naszym blogu do dzisiaj. A nasza wiedza na ten temat jest naprawdę spora. Jeśli chodzi o nasze życie prywatne to zawsze kierowaliśmy się zasadą, że najpierw łapiemy okazję, a później załatwiamy wolne u szefa. Nigdy nie mieliśmy z tym problemu, bo zawsze mądrze planowaliśmy np. nie kupowaliśmy biletu mimo że była okazja za 3 tygodnie, bo wiedzieliśmy, że w tak krótkim czasie nie jesteśmy w stanie załatwić sobie wolnego, ale już terminy za pół roku czy za rok się zdarzały.

P: Obserwując Waszą dwójkę widać, iż jesteście świetnymi kompanami w podróży, ale także w życiu. Czy zdarzyło się Wam kiedyś podróżować osobno?

M: W 95% przypadków podróżujemy razem, a te 5% wynika z losowych sytuacji. Byłem sam np. w Stanach, bo Ania nie dostała urlopu. Wtedy wiedzieliśmy już wcześniej, że żona nie będzie miała wolnego w pracy i razem zadecydowaliśmy, że pojadę z kolegą. Zdarzyły się jeszcze jakieś dwa, trzy inne przypadki kiedy Ania zaczęła nową pracę.

P: Podróże osobno to chyba nie to samo?

M: Nie jest tak, że nie wiemy jak się odnaleźć, ale mi najfajniej podróżuje z Anią, a Ani ze mną i tak to już trwa od długiego czasu. Dużo lepiej się podróżuje się nam we dwójkę niż w większym gronie znajomych. Poza tym nie wszyscy też wytrzymują nasze tempo i specyfikę podróży.

P: Jakie są najlepsze na świecie miejsca dla zakochanych?

A i M: Jest cała gama miejsc, miast, o których mówi się, że są dla zakochanych. Istnieje archetyp miejsca dobrego dla zakochanych, bo podobno romantycznego. Oczywiście jeśli wymieniać regiony konkretnie to są to: Toskania, Andaluzja, Katalonia, Prowansja czy baśniowa Kapadocja, ale to wcale nie znaczy, że każdej parze te miejsca będą pasować… Przede wszystkim trzeba dobrze żyć ze sobą, bo zawsze się można pokłócić w najbardziej romantycznym zakątku świata, a można też romantyczną chwilę przeżyć w teoretycznie odrażającym miejscu.

P: A dla Was było jakieś wyjątkowe miejsce?

M: My dość rzetelnie przygotowujemy się do naszych podróży, dużo czytamy o historii, kulturze miejsc,  które mamy zamiar zwiedzić i potem jesteśmy zachwyceni, kiedy widzimy na żywo, to o czym marzyliśmy. Najlepiej wspominamy wspólne wypady do Stambułu czy Rzymu, gdzie czujemy się tam jak u siebie i gdzie byliśmy już 5-6 razy. Są pewne miejsca, które ja lubię bardziej, a Ania mniej i na odwrót, ale jeśli zdarza się sytuacja, że któreś z nas totalnie nie czuje chęci zobaczenia danego miejsca, to się tam nie wybieramy. Są też takie miejsca, o których mówimy jednogłośnie: jedziemy!

Blogowanie

P: Co na Waszym blogu sprawdza się najlepiej? Jakie wpisy mają najlepszą oglądalność?

A i M: Nie ma takiej reguły, choć wpisy poradnikowe, przewodnikowe czy motywacyjne cieszą się większą popularnością niż inne. W związku doświadczeniem zawodowym jest nam łatwiej tak tworzyć artykuły, żeby się nie marnowały i były czytane.

P: Wspominaliście kiedyś, że artykuł „Śląskie? Nigdy, przenigdy tam nie jedź! 10 powodów” bije rekordy…

A i M: Tak, licznik wyświetleń wpisu po dwóch dniach wybił już pięć zer. Ale to nie było nic nowego, po prostu jako pierwsi w Polsce przetworzyliśmy pewien format, który ktoś inny wymyślił. Oczywiście w USA.

P: Myślicie, że popularność była związana z chwytliwym tytułem czy pozycjonowaniem w wyszukiwarce?

A i M: Chodzi zwłaszcza o format treści. Czyli tzw. nieprawdziwych zaprzeczeń”. Po wejściu w ten tekst można zobaczyć np. rozdział o tytule „Nie ma tu kompletnie nic dobrego do jedzenia” przy czym cały akapit świadczy o czymś innym. I właśnie ta forma i zaskoczenie czytelnika oraz tzw. efekt świeżości zadziałał.

M: Natomiast wpisy które powstają spontanicznie, wpisy motywujące czy publicystyczne też cieszą się zainteresowaniem, jak chociażby artykuł o Pokemonach, który ma na celu pokazać ludziom alternatywę i wykorzystać tzw. hype na Pokemony do spróbowania czegoś bardziej analogowego. Ja jestem zwierzęciem internetowym, a mimo wszystko promuję aktywności mocno analogowe. Poza tym kolekcjonuję stare atlasy i mapy.

P: Wasze wpisy to nie tylko artykuły, ale też mapy czy filmy. Jak dzielicie się obowiązkami?

M: Jest nam coraz trudniej, bo coraz bardziej jesteśmy zmęczeni bieżącą pracą i wieloma równoległymi projektami o czym mówię wprost. Natomiast cieszę się, że zaczęliśmy od razu we dwójkę pracę nad blogiem. Ania jest osobą bardziej skrupulatną, gromadzącą fakty, pilnującą tych rzeczy, które można potem wykorzystać i jakieś 70% tekstów jest stworzone przez nią, ja natomiast biorę na siebie większość treści wizualnych: zdjęcia, grafiki, mapy, a oprócz tego tzw. nowinki.

P: Prowadzicie też konta w social media…

M: Ja prowadzę za dwóch, gdyż uznaję się za osobę nadaktywną w tym aspekcie. Sam zarządzam kilkudziesięcioma fanpage'ami w pracy i wydaje mi się, że to moje zainteresowanie social media rozlewam na naszą dwójkę, bo Ania jest subtelnie aktywna na Facebooku. Tak często jest w życiu. Gdybyśmy byli bardzo podobni nie wiem czy na co dzień byśmy się nie „zderzali”, a wiadomo puzzle lepiej pasują do siebie kiedy się różnią.

P: Macie konkretną strategię na działalność swoich kanałów?

M: Ideą jest aby na każdym kanale pokazywać trochę inne rzeczy. Na Facebooku często umieszczamy zdjęcia z bieżących wydarzeń, co służy nam do specyficznej wersji real time marketingu, gdy jesteśmy w podróży i chcemy pokazać co się u nas dzieje. Instagram to w 80-90% zdjęcia pochodzące z wyjazdów. Na Snapchacie staramy się uczyć naszych odbiorców np. rodzajów chmur, zaś na YouTubie robimy video przewodniki. Dla przykładu z przewodnika po Kordobie, widzowie mogą się dowiedzieć czym był emirat kordobański, na czym polega budowa katedry itp. w Pompejach dowiedzą się o życiu codziennym przed wybuchem Wezuwiusza. Za Twitterem nie przepadam i uważam, że w pewnym momencie z tych 9 „koni” trzeba postawić na 6, które są efektywne. W naszym przypadku Twitter odpadł. Na Pintereście publikujemy swoje mapy, a na Vimeo trafiają te bardziej ambitne produkcje video, za które udało się zdobyć nawet nagrody.

P: A propos nagród – dostaliście ich już bardzo dużo. Które najbardziej wpłynęły na Waszą działalność blogerską?

A i M: Na pewno przełomowa była nagroda w konkursie Blog Roku 2013. Jest bardzo duże ciśnienie na ten konkurs, ale wcale nie uważamy, że trzeba go wygrać, aby zostać zauważonym. My byliśmy tego najlepszym przykładem, bo nie wygraliśmy całego Blog Roku, nawet swojej kategorii, ale zostaliśmy wyróżnieni jako jedni z laureatów plebiscytu, zaś zwycięzcy chwilę po triumfie zakończyli swoją przygodę z blogowaniem. Od czasu tego plebiscytu oczywiście zwiększyło się zainteresowanie mediów, marek, w krótkim czasu przybyło nam 20 000 fanów. Pomogły temu m.in. algorytmy Facebooka. Nasz fanpage był polecany przy różnych podróżniczych profilach np. National Geographic. To zbiegło się w czasie z rankingiem wpływowych blogerów Kominka, w których otrzymaliśmy kategorie A, czyli nadzieje blogosfery. Te zdarzenia były przełomowe w rozwoju naszego bloga. Mogliśmy to zmarnować, albo wykorzystać. Wybraliśmy to drugie, windując samym sobie dość wysoko poprzeczkę. Gdzieś finałem tej drogi być może okazało się Top20 Wpływowych Blogów u Jasona Hunta w tym roku czy patronat strefy Travel na Seebloggers, gdzie rozmawiamy.

Współpraca z markami

P: Czyli wyróżnienia wpłynęły na współpracę z markami?

M: Tak mi się wydaje. Chociaż kiedy pytam przedstawicieli różnych marek, co zadecydowało, że z nami współpracują to tylko raz usłyszałem, że wyróżnienie w plebiscycie - od Finlandii i nie chodzi tu o producenta wódki, tylko o kraj, który nas zaprosił do siebie. Najczęstsze argumenty to zasięgi, forma treści, którą budujemy no i kreatywność. Agencje i marki natomiast wiedzą, że my nie zgadzamy się na współpracę, wybieramy tylko jedną na miesiąc, która wyróżnia się pomysłem.

P: Klienci zwracają uwagę głównie na statystyki, co jeszcze Waszym zdaniem liczy się we współpracy marka -bloger?

M: Gdybym ja był agencją, a myślałem kiedyś o tym żeby być po drugiej stronie, to uderzałbym w konwersję. Sami np. pytaliśmy linie lotnicze KLM, z którym współpracujemy strategicznie o badania jak im pozytywnie wpłynęła współpraca z nami, wręcz ile dodatkowych biletów udało się sprzedać dzięki akcjom z nami.

P: Czy istnieje jakiś rodzaj i forma współpracy, której na pewno byście się nie podjęli ?

A i M: Na tą chwilę nie wyobrażamy sobie współpracy np. z biurem podróży, gdyż nasz wizerunek wskazuje na osoby, które same planują, organizują podróże i co więcej zachęcają do tego innych. Na pewno nie otrzymaliśmy więcej niż 10 ofert takiej współpracy, ale ze wspomnianego powodu musieliśmy grzecznie odmówić. Nie mówimy jednak kategorycznie nie dla współpracy z biurami podróży, gdyż nie wiemy gdzie będziemy za 2-3 lata. Podobnie wygląda kwestia drogich hoteli. Też nie bylibyśmy w stanie zdecydować się na taką promocję, ponieważ my podróżujemy średnio budżetowo i przede wszystkim sprytnie. Gdyby zgłosił się do nas hotel pięciogwiazdkowy to zastanawiamy się co moglibyśmy napisać, żeby być wiarygodni.

P: Współpracujecie też z firmami, które na pierwszy rzut oka nie są związane z turystyką i podróżami, jak ugryźć takie tematy?

A i M: To jest kwestia pomysłowości. Byliśmy nominowani do tytułu kampanii za współpracę z… producentem farb Śnieżka. W ostateczności wygrał z nami Michał Szafrański, ale przegrać z kimś takim to nie wstyd.

Zrobiliśmy dla Śnieżki interaktywny wpis, w którym zanurkowaliśmy w swoje fotografie i dopasowaliśmy   kolorystykę do różnych miejsc. Do tego dołączyliśmy paletę barw Śnieżki i czytelnik mógł znaleźć inspirujący kolor u producenta. Interaktywna forma kampanii pozwala na współpracę z nietypowymi markami, telewizją itd… Podobnie wyszło nam z marką Huawei o Chinach albo Samsung z poradnikiem fotografii mobilnej.

P: Jak Wasza branża wypada na polskim rynku w porównaniu z blogerami kulinarnymi, modowymi itp. Jeśli chodzi o współpracę z markami?

M: Myślę, że jesteśmy na 5-6 miejscu i wszystkie badania na to wskazują, chociażby najświeższy raport Press Serwisu. Natomiast w raporcie Polskiego Stowarzyszenia Blogerów i Vlogerów byliśmy na pierwszym miejscu ale w kontekście zaufania. Wartość rynku, treści marketingowych, zasięg oraz to co badał Press Serwis, czyli ekwiwalent reklamowy dotarcia plasują nas na 5 miejscu, ale jest to fala wznosząca. Atakujemy 4 miejsce, natomiast nigdy naszym zdaniem nie dogonimy kulinariów czy mody. Wydaje nam się, że tzw. luźny lifestyle traci, ponieważ branże blogowe się specjalizują i w tym wypatrujemy szansy. Zmienia się też społeczeństwo w Polsce. Po prostu bardziej zaczyna się dostrzegać ważną rolę tzw. czasu wolnego. A my jesteśmy kopalnią pomysłów.

P: Sporą kontrowersję wywołał jakiś czas temu pomysł SexMasterki na sprzedaż swoich kursów. Blogerzy często szukają źródeł dodatkowego zarobku. Czy Wy też coś planujecie?

A i M: Nie jest to najlepszy przykład, zdecydowanie lepiej tu przytoczyć Karola Wernera, Michała Szafrańskiego, Bartka Popiela, Wojciecha Wawrzaka, z którego konsultacji niedawno korzystaliśmy. My, gdybyśmy mieli więcej czasu, moglibyśmy przygotować jakiś produkt np. konsultacje turystyczne czy poradnik. Ja bardzo pozytywnie do tego tematu podchodzę, ale wydaje mi się, że najważniejsze żeby bloger umiał zrobić taką mini kampanię dla swojego produktu żeby się nie zawieść. Bardzo dużo osób robi fajne produkty, a potem widzi słabe zainteresowanie i wydaje się im, że to już koniec. Moim zdaniem do takiego produktu trzeba przygotowywać swoich odbiorców przez długi czas z mocnym finałem w postaci sprzedaży czegoś.

W naszym przypadku pomysłów jest mnóstwo, propozycji sporo i tylko czas, a raczej jego brak, gra główną rolę. To są plusy i minus pracy na etacie i blogowania.

Podróże

P: Czy była jakaś podróż z której chcieliście wrócić jak najszybciej?

A i M: Nie, my nigdy nie zawodzimy się podróżą. Jesteśmy tak przygotowani do każdego wyjazdu, potrafimy znaleźć piękno w rzeczach, które teoretycznie niektórych zawiodą; jeśli nie ma pogody, albo spotykamy niemiłych ludzi nie jest to dla nas problemem. Zawsze mamy jakieś alternatywy. Gdy czasem nie uda się wejść tam gdzie chcemy, mamy w zanadrzu plan B i C. Nie chcę się chwalić, ale nie zawiedliśmy się jeszcze nigdy podróżą.

P: Czyli nie ma czegoś takiego czego boicie się w podróżowaniu?

A i M: Boimy się tego co chyba każdy, np. problemów zdrowotnych.

P: Jaka była Wasza najkorzystniejsza finansowo podróż?

M: Biorąc pod uwagę loty to powiedziałbym, że Maroko. Inna sprawa, że wykupiliśmy tam 3 dniową wycieczkę zorganizowaną na Saharę i to trochę podbiło cenę. Tam też poznaliśmy Michała Maja, który jest naszym dobrym przyjacielem do dzisiaj. Transport w trakcie podróży do Maroko wyniósł nas kolejno 4 euro do Madrytu i 7 euro do Marakeszu a z powrotem wróciliśmy też za przysłowiowe „grosze”. Ale to se ne vrati. Najtańsza podróż związana jest z moim udziałem w teleturnieju podróżniczym, w którym chociaż finalnie nie wygrałem zdobyłem nagrodę, którą była wycieczka do Maroko, ostatecznie wymieniona przez nas na Andaluzję.

P: Jakie były najbardziej ekstremalne warunki w jakich przyszło Wam podróżować.

A i M: Chyba Gwatemala. To była nasza pierwsza podróż tak daleka i stanowiła psychiczne wyzwanie. Ciągle myśleliśmy o pilnowaniu rzeczy, o naszym bezpieczeństwie, kwestiach związanych z językiem i komunikacją.

P: Tworzycie mapę polskiej blogosfery podróżniczej. Czy są takie polskie albo zagraniczne blogi, które Was inspirują?

M: Ania czyta kilka, kilkanaście blogów, ja kilkadziesiąt, choć teraz rzadziej, kiedyś czytałem je w drodze do pracy autobusem. Kiedyś o wielu blogach mogłem powiedzieć, że mnie inspirują, natomiast dzisiaj już nie jest tak, że czytam jakiś blog z wypiekami. Są takie są procesy - każdy twórca je przechodzi, dojrzewa. Proces pomysłów, proces inspiracji, proces docierania się, proces satysfakcji z tego co robi, aż do procesu przekazywania wiedzy. Podoba mi się to co robi Marcin Mosaakowski, Paulina Wierzgacz czy Krzysztof Gonciarz w kontekście video, to mnie inspiruje, bo rozwijam się mocno w tej formie. Nagroda główna za podróżnicze wideo od Ministerstwa Turystyki Japonii to jakiś ważny etap w mojej twórczości. Z zagranicy są to Casey Neistat i bardzo dużo twórców na Vimeo, który moim zdaniem jest takim ambitniejszym YouTubem,. Jeśli ktoś się chce rozwijać w tworzeniu video, tam powinien zajrzeć. Cieszy mnie gdy moje filmy spotykają się z dużym zainteresowaniem na tym serwisie. Kiedyś napisałem do jednej z gwiazd Vimeo, Austriaka, z którym do dzisiaj koresponduję i uzyskuję od niego pozytywny feedback moich nowych filmów. Bo zawszę powtarzam, że nie osiągnęlibyśmy swojej pozycji, bez podglądania innych i nauki od nich. Ucz się od najlepszych, by być dobrym. A potem będziesz najlepszym.

Rozmawiała Patrycja Górecka-Butora

 

Podobał Ci się ten artykuł?
Unikalne i ekskluzywne artykuły na Twój adres E-mail.
Wysyłamy tylko wartościowe informacje. Zapisz się do newslettera!
Administratorem danych osobowych jest WhitePress sp. z o.o. z siedzibą w Bielsku-Białej, ul. Legionów 26/28, Państwa dane osobowe przetwarzane są w celu marketingowym WhitePress sp. z o.o. oraz podmiotów zainteresowanych marketingiem własnych towarów lub usług. Cel marketingowy partnerów handlowych WhitePress sp. z o.o. obejmuje m.in. informacje handlową o konferencjach i szkoleniach związanych z treściami publikowanymi w zakładce Baza Wiedzy.

Podstawą prawną przetwarzania Państwa danych osobowych jest prawnie uzasadniony cel realizowany przez Administratora oraz jego partnerów (art. 6 ust. 1 lit. f RODO).

Użytkownikom przysługują następujące prawa: prawo żądania dostępu do swoich danych, prawo do ich sprostowania, prawo do usunięcia danych, prawo do ograniczenia przetwarzania oraz prawo do przenoszenia danych. Więcej informacji na temat przetwarzania Państwa danych osobowych, w tym przysługujących Państwu uprawnień, znajdziecie Państwo w naszej Polityce prywatności.
Czytaj całość
43-300 Bielsko-Biała | ul. Legionów 26/28 | NIP: 937-266-77-97  


tel.: 33 470 30 43